poniedziałek, 19 maja 2014

Psychiatria podróży


 

Kiedy zastanawiałam się  nad tematem bloga, przeczytałam w Focusie ciekawy artykuł pani Ewy Nieckuły pod tytułem "Psychiatria podróży". Podobnie jak autorka artykułu nie zdawałam sobie sprawy, że podróżowanie niesie ze sobą aż takie urazy psychologiczne. Byłam przekonana, że  bywa niebezpieczne ale z bardziej prozaicznych powodów, wynika z błędów popełnionych przez turystę bądź organizatora podróży a tu okazuje się , że w podróży można nabawić się chorobliwego lęku, dostać paranoi albo schizofrenii.   Temat ten wydał mi się bardzo ciekawy, ponieważ zawsze interesowała mnie psychologia a o podróżach marzyłam całe życie. Bogatą wyobraźnie dostałam w genach, wiem, że nawet będąc przykutym do łóżka przez chorobę można "podróżować". W naszej  "głowie" możemy tworzyć  scenariusze podróży podparte informacjami ludzi, którzy te miejsca odwiedzili, możemy kreować własne krajobrazy a czasami nasz rozum , wbrew naszej woli wyświetla nam inne bardziej przerażające wizje.
Syndrom florencki, zwany też syndromem Stendhala,( o którym wspominałam na początku swoich wpisów) atakuje ludzi wrażliwych na sztukę. Według psychiatrów sztuka może odblokować tłumione traumatyczne przeżycia. Uważajmy więc we Florencji, by nie przeżyć tej wizyty tak ciężko jak Stendhal.Gwałtowne uderzenia serca, zawroty głowy,zagubienie, halucynacje. Syndrom ten przybiera też nieco inną formę niż estetyczna ekscytacja sztuką, ta reakcja nazywa się syndromem Rubensa i objawia  się spontaniczną i silną potrzebą  aktywności seksualnej.Jeśli wierzyć w statystykę to nagość eksploatowana w sztuce sprawia, że co piąty turysta odwiedzający muzeum ma w bonusie erotyczną przygodę.
Według mnie znacznie mniej przyjemna jest fiksacja religijna. W Izraelu ludzie dotknięci tzw. syndromem jerozolimskim nie należą do rzadkości. Są to zazwyczaj osoby po czterdziestce, pochodzące z prowincjonalnego miasteczka, wychowane w religijnej rodzinie.Zderzenie z rzeczywistością załamuje ich wyidealizowany obraz świętego  miejsca. Ostra postać  syndromu jerozolimskiego dotyka około stu osób rocznie, mężczyźni często zaczynają uważać się za Mesjasza, kobiety za Matkę Boską
Syndrom paryski przytrafia się o wiele rzadziej niż jerozolimski i tylko jednej nacji -Japończykom. Ambasada Japonii  uruchomiła 24-godzinną linie telefoniczną by wesprzeć swoich zwiedzających obywateli, którzy doznają w Paryżu szoku.
Szerszy międzynarodowy zasięg miewa syndrom indyjski. Kulturowy szok, oglądanie ubóstwa na żywo, intensywna medytacja mogą wytrącić niektórych turystów z równowagi psychicznej.Ambasady różnych krajów europejskich wysyłają do domu co roku około dwudziestu turystów z objawami ostrej psychozy.
Trochę to przerażające, że zamiast zdjęć z wymarzonej wycieczki, możemy zafundować sobie leczenie u psychiatry,ale najważniejsze to "nie dać się zwariować". Ja w swoich "wędrownych mirażach" pozostawiam sobie miejsce na rzeczywistość, bo to ona właśnie przebija niejednokrotnie nasze wyobrażenia. W swoim pożegnalnym wpisie życzę sobie i wszystkim, którzy zechcą to przeczytać , byśmy w swoim życiu jak "najmniej żałowali".

czwartek, 15 maja 2014

Najdłuższy marsz


 

Homo Sapiens zaczął ekspansję jakieś 60 tyś. lat temu. Wyruszył z Wielkich Rowów Afrykańskich na terenie dzisiejszej Etiopii i dotarł do najdalszego koniuszka Ameryki Południowej. Po wielu tysiącleciach ich śladem wyruszył dziennikarz National Geographic, laureat Nagrody Pulitzera Poul Salopek.Zamierzył wielką podróż po świecie, w trakcie której przez siedem lat chce przemierzyć 33 tyś kilometrów po czterech kontynentach. Swoje przedsięwzięcie nazwał "marszem z Edenu". Wyruszył 10 stycznia 2013 roku, swój dziennik podróży ogłasza regularnie w internecie, na stronie; outofedenwalk.nationalgeographic.com
Czytając o tym niezwykłym  podróżniku natrafiłam na jego wypowiedź, zrobiła na mnie duże wrażenie i dlatego chcę fragmenty przytoczyć-" Podjąłem wędrówkę. podążam za ideą, za opowieścią, gonię za mrzonkami, może szaleństwem. Ścigam widma. wyruszam stąd, skąd wywodzi się ludzkość(..). To do dziś nasze największe osiągnięcie, największa podróż. I nie dlatego,że dało nam we władanie planetę. Nie. Dlatego, że ci dawni przedstawiciele naszego gatunku(...) pozostawili nam w dziedzictwie najważniejsze cechy, które dziś uznajemy za atrybuty człowieka: złożoną mowę, myślenie abstrakcyjne, potrzebę tworzenia dzieł sztuki, geniusz wynalazków technicznych i cały wachlarz genetyczno- kulturowy współczesnych ras ludzkich (...)Szlaki wędrówek po etiopskiej pustyni to chyba najstarsze tropy człowieka na Ziemi. Ludzie wciąż przemierzają je pieszo. Mężczyźni, kobiety, głodni, biedni, u kresu sił, wygnani z domów przez suszę, przez wojnę, maszerują uparcie. Blisko miliard mieszkańców Ziemi jest dziś w trakcie wędrówki. żyjemy w czasach największej w dziejach masowej migracji naszego gatunku"
Warto śledzić drogę tego  interesującego dziennikarza, który potrafi dzielić się z nami swoją podróżą, dzięki "mistrzowskiemu talentowi pióra". Nie wiem czego bardziej mu zazdroszczę- tej podróży czy pióra:)

Kraina świętego Mikołaja



Laponia- mówią,że nie ma po co tu przyjeżdżać, że na świecie jest tyle barwnych miejsc, a tu widać tylko pustkę, że to nie tylko nudne ale i depresyjne. W wyobrażeniach odwiecznie skuta lodem kraina potrafi zaskoczyć temperaturami. Sezony nie są tu kalkulowane według kalendarza, więc uchwycić zmiany jest ciężko, łatwo z jednej pory roku wpaść w drugą, intensywność i nasycenie zwłaszcza wiosną osiąga swoje apogeum w ciągu jednego dnia, trzeba się śpieszyć,żeby uchwycić ten krótki czas.Jeśli wierzyć opisom ( a przecież tylko na nich opieram swoją wiedzę) świat ma tu zupełnie inne barwy niż gdziekolwiek indziej. Tutejsze kolory to zupełnie inna paleta barw, jakby kto inny malował Północ.Jak to poetycko ujął szaman z Tromoso- " ...nie ma kontrastów. Wszystko w pastelach. Są przeźroczyste, nie zatrzymują na sobie wzroku, można patrzeć przez nie daleko. Czasem widzimy dzięki temu przejście do drugiego świata. Można to naukowo wyjaśnić, o kątach padania światła ale po co. Lepiej patrzeć na te kolory i je chłonąć.Nie mówić o nich, patrzeć. Po co je odzierać z magii? A magia tu jest wszędzie, w końcu jesteś w Laponii. Nie pytaj, poczuj" I jak tu nie ulec tak pięknemu opisowi i nie dostosować się do poleceń szamana. Ja mam na to wielką ochotę zwłaszcza, że Laponia nierozerwalnie ludziom na całym świecie kojarzy się ze Świętym Mikołajem i Bożym Narodzeniem. Poza walorami przyrodniczymi i nieskażoną naturą jest to także miejsce wędrówek turystycznych i uprawiania sportów. Laponia kojarzy się też z samotnością i wyzwaniami, pokonywaniem wielkich przestrzeni w pojedynkę, walką z własnymi słabościami, zjawiskami polarnymi oraz zwierzętami. Idealne miejsce na wędrowne miraże.

środa, 14 maja 2014

Kraina kangurów

"Ziemia na której człowiek nadal nie jest panem a jedynie gościem" tak pisze o Australii w National Geographic pan Marek Tomalik- aborygeńskie mity zaklęte w prastarych skałach, ciągle ledwie dotknięta natura, cudownie piękna rafa koralowa oraz nowoczesne miasta uważane za najlepsze do życia na świecie.
Ludzie pojawili się w Australii po raz pierwszy przed ponad 35 000 lat. Przybyli z południowo wschodniej Azji, w wiele tysięcy lat po przybyciu tych pierwszych ludzi masywne czapy lodowe odtajały, Tasmania została odcięta od głównego lądu, a po wielkim lądowym moście do Azji, zamiecionym przez nowe morza, pozostały tylko rozproszone wyspy. Dla ludu zamieszkującego Australię zaczął się długi okres pełnej spokoju izolacji. Ich kontynent nie był jednak rajem, na większości terytorium panowała wieczna susza, mieszkańcy wędrowali przez rozległe połacie z trudem zdobywając pożywienie. Pod względem kulturowym ich życie było jednak bogate i złożone. przez spokojne stulecia nie utrwalone w żadnym zapisie stworzyli bogactwo totemów i tabu. Wszystko było magią, lecz zazwyczaj była to magia oparta na bystrej obserwacji przyrody, ludzie ci żyli w stałej łączności z otaczającym ich światem, wykraczając poza życie, śmierć i sam czas. Ten ponadczasowy sposób życia trwał przez tysiąclecia, chroniły go tylko odległość i ocean i  na nieszczęście dla rdzennych mieszkańców został on pokonany. Dzisiaj we własnym sumieniu trzeba rozstrzygnąć kwestię czy możemy wejść na  świętą górę Uluru. Aborygeni do których należy Park Narodowy Uluru- Kata Tjuta nie zabronili tego. Decyzję, czy wejść na tę górę można przypieczętować kupnem koszulki z napisem " Byłem tu i nie wspiąłem się na  Uluru". .Święta góra aborygenów, najważniejsza ikona Australii to magiczny monolit, zawsze zmienia kolory od ciemnokrwistego do odcieni bardziej pastelowych, przed zmierzchem stając się zupełnie szarą. Intensywność barw zależy od pory roku,zachmurzenia, wilgotności W Australii mówi się, że aborygeni są niewidzialni. Jeśli zobaczymy ich grających na didgeridoo czy tańczących, to znaczy, że mają interes do ubicia i chcą zarobić na turystach.
Zawsze w takich sytuacjach zastanawiam się jakie są granice ingerencji dopuszczalne w turystyce. Z jednej strony rozumiemy naruszanie granic tożsamej intymności a z drugiej strony pociąga nas tajemnica i ciekawość.Nie ukrywam, że jest we mnie ciekawość poznania tego miejsca ale jestem bardziej przy sacrum nie profanum.
Oczywiście jest w Australii jeszcze wiele miejsc, które chciałabym zobaczyć,Przylądek Tribulation -miejsce gdzie spotykają się dwa cuda świata: tropikalny las deszczowy i Wielka Rafa Koralowa, farmy położone bezkresach, oddalone setki kilometrów od innych osad i wiele, wiele innych ciekawych i niezwykłych dla mnie obszarów.Jak do tej pory nic nie znalazłam o syndromie dopadającym turystów w tym kraju ale wszystko może się zdarzyć:)


wtorek, 13 maja 2014

"Stary Szczyt"



Machu Picchu- to niezwykle miejsce zostało odkryte w 1911 roku przez amerykańskiego archeologa Hirama Binghama. Porośnięte roślinnością pozostawało nieznane dla świata. Nikt nie zna do końca historii tego tajemniczego miasta.Najprawdopodobniej zostało zajęte i opuszczone w ciągu 100 lat. Powody powstania miasta i przyczyny jego upadku nie są znane. Istnieje wiele teorii na ten temat, niektórzy przypisują założeni miasta istotom pozaziemskim ale jego architektura wskazuje raczej na późne imperium inkaskie (po 1438r.). Istnieje pogląd, że było świątynią kapłanek-Dziewic Słońca, inna hipoteza mówi, że miało być stolicą niezależnej republiki, która została zniszczona przez Inków i wymazana z ich ustnej historii, ale dzisiaj przyjmuje się raczej, że był to ośrodek administracyjny, ceremonialny i duchowy.
W 1983, Machu Picchu zostało wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. W 2007 roku ruiny miasta zostały ogłoszone jednym z siedmiu cudów świata.
Jest to dla mnie miejsce magiczne, przyciąga  nie tylko pięknem ale i tajemnicą. kórą niekoniecznie trzeba wyjaśniać. Peru zachwyciło mnie , kiedy jako dziecko oglądałam kolorowe czasopisma podróżnicze. Nasycenie kolorami, piękne stroje z nieodłącznym melonikiem- a wielbicielką poncha jestem cały czas.

piątek, 9 maja 2014

Katar tylko "na trzeźwo"

"Jeśli w Katarze znajduje się jakiś turysta to na pewno pomylił samoloty"- mawia się zwykle w tym mały emiracie Zatoki Perskiej, sąsiadującym z dużo potężniejszą Arabią Saudyjską. Państwo Katar, bo tak brzmi pełna i oficjalna nazwa, faktycznie nie jest miejscem licznych wycieczek turystycznych. Jeszcze trzydzieści lat temu Katar był pustynią zamieszkiwaną przez ludność wędrowną i biednych rybaków. Dopiero odkrycie surowców energetycznych, przede wszystkim gazu ziemnego (trzecie zasoby na świecie), umożliwiło szybki rozwój kraju. Współczesny Katar jest państwem nowoczesnym, rozwijającym się, liderem operacji humanitarnych i działań dyplomatycznych w cały świecie arabskim. Największymi bogactwami pod względem turystycznym są - pogoda i piękne pejzaże.  Choć kraj jest płaski niczym deska, to ponad pięćset kilometrowa linia brzegowa rekompensuje te widoki.
Społeczeństwo katarskie jest najbogatszym społeczeństwem świata, niestety kraj nastawia się również na turystów z naprawdę grubym portfelem." Podróżowanie z plecakiem" jest w Katarze niemożliwe, nie ma tam tanich hoteli, czy hosteli. Konieczny jest własny samochód bo oprócz taksówek nie ma tam praktycznie transportu publicznego. Katarczycy "zarabiają pieniądze", jednak nie pracują- to zadanie dla taniej siły roboczej tzw. ekspatów ,czyli pracowników najemnych z innych krajów Azji. Przestępczość bardzo niska, nie ma terroryzmu ani złych dzielnic, jedynymi zagrożeniami w Katarze są fatalnie jeżdżący kierowcy i słońce. Zakaz spożywania alkoholu, nawet we własnym domu trzeba mieć licencje.
Dla mnie  trochę bajkowa kraina zamknięta w" mydlanej bańce" ale właśnie jako taka jest na liście "wędrownych miraży"

czwartek, 8 maja 2014

RAJ POSZUKIWANY

Rajem jest to, co się nam rajem wydaje. Wielu z nas przez to słowo rozumie jakieś bajeczne, czarowne zacisze, w którym czas upływa wśród niebiańskich rozkoszy. Od dawna wierzono, że istnieje raj na Ziemi; miejsce odległe ( jakaś wyspa może?) pełne piękna i spokoju, gdzie skołatana dusza znajdzie wytchnienie.
Z okazji Dnia Bibliotekarza wszystkim, którzy uprawiają ten zaszczytny zawód życzę odnalezienia tego  miejsca, gdzie każdy znajdzie ukojenie i zamieni troski na zachwyt.