
Kiedy zastanawiałam się nad tematem bloga, przeczytałam w Focusie ciekawy artykuł pani Ewy Nieckuły pod tytułem "Psychiatria podróży". Podobnie jak autorka artykułu nie zdawałam sobie sprawy, że podróżowanie niesie ze sobą aż takie urazy psychologiczne. Byłam przekonana, że bywa niebezpieczne ale z bardziej prozaicznych powodów, wynika z błędów popełnionych przez turystę bądź organizatora podróży a tu okazuje się , że w podróży można nabawić się chorobliwego lęku, dostać paranoi albo schizofrenii. Temat ten wydał mi się bardzo ciekawy, ponieważ zawsze interesowała mnie psychologia a o podróżach marzyłam całe życie. Bogatą wyobraźnie dostałam w genach, wiem, że nawet będąc przykutym do łóżka przez chorobę można "podróżować". W naszej "głowie" możemy tworzyć scenariusze podróży podparte informacjami ludzi, którzy te miejsca odwiedzili, możemy kreować własne krajobrazy a czasami nasz rozum , wbrew naszej woli wyświetla nam inne bardziej przerażające wizje.
Syndrom florencki, zwany też syndromem Stendhala,( o którym wspominałam na początku swoich wpisów) atakuje ludzi wrażliwych na sztukę. Według psychiatrów sztuka może odblokować tłumione traumatyczne przeżycia. Uważajmy więc we Florencji, by nie przeżyć tej wizyty tak ciężko jak Stendhal.Gwałtowne uderzenia serca, zawroty głowy,zagubienie, halucynacje. Syndrom ten przybiera też nieco inną formę niż estetyczna ekscytacja sztuką, ta reakcja nazywa się syndromem Rubensa i objawia się spontaniczną i silną potrzebą aktywności seksualnej.Jeśli wierzyć w statystykę to nagość eksploatowana w sztuce sprawia, że co piąty turysta odwiedzający muzeum ma w bonusie erotyczną przygodę.
Według mnie znacznie mniej przyjemna jest fiksacja religijna. W Izraelu ludzie dotknięci tzw. syndromem jerozolimskim nie należą do rzadkości. Są to zazwyczaj osoby po czterdziestce, pochodzące z prowincjonalnego miasteczka, wychowane w religijnej rodzinie.Zderzenie z rzeczywistością załamuje ich wyidealizowany obraz świętego miejsca. Ostra postać syndromu jerozolimskiego dotyka około stu osób rocznie, mężczyźni często zaczynają uważać się za Mesjasza, kobiety za Matkę Boską
Syndrom paryski przytrafia się o wiele rzadziej niż jerozolimski i tylko jednej nacji -Japończykom. Ambasada Japonii uruchomiła 24-godzinną linie telefoniczną by wesprzeć swoich zwiedzających obywateli, którzy doznają w Paryżu szoku.
Szerszy międzynarodowy zasięg miewa syndrom indyjski. Kulturowy szok, oglądanie ubóstwa na żywo, intensywna medytacja mogą wytrącić niektórych turystów z równowagi psychicznej.Ambasady różnych krajów europejskich wysyłają do domu co roku około dwudziestu turystów z objawami ostrej psychozy.
Trochę to przerażające, że zamiast zdjęć z wymarzonej wycieczki, możemy zafundować sobie leczenie u psychiatry,ale najważniejsze to "nie dać się zwariować". Ja w swoich "wędrownych mirażach" pozostawiam sobie miejsce na rzeczywistość, bo to ona właśnie przebija niejednokrotnie nasze wyobrażenia. W swoim pożegnalnym wpisie życzę sobie i wszystkim, którzy zechcą to przeczytać , byśmy w swoim życiu jak "najmniej żałowali".