czwartek, 10 kwietnia 2014

"Fiołek schowany za omszałym kamieniem"

"Jak spadać to z wysokiego konia", inspirowana tą maksymą zaczynam swoją podróż" psychologiczno-mirażową" od Nepalu, kraju schowanego wśród malowniczych himalajskich szczytów.
Legenda głosi,że niegdyś Nepal był wielkim jeziorem, zarośniętym kwiatem lotosu. Pewnego dnia z pobliskich Chin przybył półbóg Manjusri i jednym uderzeniem miecza wyciął  w skale szczelinę, przez którą
wypłynęły wody z jeziora. Tereny zaczęli zasiedlać ludzie. Manjusri wybudował kaplicę Swayambhunath (Ten Który Jest Egzystencją)- prawdopodobnie najstarsze święte miejsce w Nepalu.Warunki naturalne sprzyjały izolacji kraju; Himalaje oddzielały go od Chin i Tybetu, góry Mahabharat - od Indii,a podmokłe tereny Teraju i panująca tam malaria nie sprzyjały zasiedlaniu. Kraj rósł w siłę kszałtując i umacniając własną kulturę i tradycję, które istnieją do dzisiaj w swojej pierwotnej postaci,niezniszczone przez cywilizację. Nepal to kraina bogów. Dookoła miast i wiosek znajduje się niezliczona ilość relikwiarzy, kaplic i miejsc kultu.Jest to kraj żyjący mitami, legendami i magią. Jego kultura bogata jest w poezję, muzykę, sztukę i rzemiosło.Wraz z nepalskim ubiorem, kuchnią i zwyczajami tworzą odrębną kulturę.
Nepal aż lśni w morzu kwiatów i dziwnych roślin, rosnących w każdym dzikim miejscu. W trakcie wędrówek w dzikiej przyrodzie można natknąć się na nosorożca,jelenia, tygrysa.
Pierwsi turyści mogli przybyć do Nepalu po 1952 roku. Jest to kraj rolniczy, ale siłą napędową gospodarki jest turystyka. W ostatnich latach mocno rozwinęła się turystyka himalajska. Stolica kraju - Katmandu -
 i Pokhara to główne ośrodki wypraw w Himalaje.
Te i jeszcze wiele innych informacji na temat Nepalu można uzyskać w różnych źródłach informacyjnych, ale żeby poczuć "zaparcie dechu w piersiach" - chciałabym tam być. Człowiek potrafi tworzyć piękne rzeczy, ale natura jest nie do podrobienia, majestat i potęga gór zawsze robią na mnie ogromne wrażenie.Marząc o tej podróży mam nadzieję,że nie dotknie mnie "syndrom Stendhala". Ale o tym następnym razem...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz